Rozpakowywanie prezentów od Justina skończyło się na otworzeniu i sprawdzeniu zawartości pierwszego z nich. Wspomnienia dotyczące wakacji dobiły mnie totalnie, ponieważ był to najwspanialszy i najgorszy okres w moim życiu. Pogrążona we własnych myślach zupełnie zapomniałam, że umówiłam się z Alexis. Po chwili namysłu wysłałam jej sms'a, że nie mam ochoty na żadne imprezy i nie spotkamy się wieczorem. Nie minęło pięć minut, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Nie chciałam, żeby Sasha wiedziała, że znowu płakałam, dlatego szybko je otworzyłam. Zaciągnęłam sąsiadkę do swojego pokoju, byśmy mogły spokojnie porozmawiać.
- Co się znowu stało? Myślałam, że wyjaśniliście sobie już wszystko.
- Wyjaśniliśmy, ale postanowiłam wreszcie sprawdzić te cholerne prezenty od niego. Otworzyłam tylko jeden i sama widzisz, co się ze mną stało. Strach pomyśleć, co będzie przy kolejnych...
- Kochanie, głowa do góry! Nie zmuszaj się do niczego. Otworzysz je, kiedy tylko będziesz na to gotowa. A teraz powinniśmy uczcić naszą udaną akcję, nie sądzisz? Nasz plan był genialny! Poza tym mam nadzieję, że nie będę musiała już specjalnie przylatywać do LA, by was godzić i swatać was na nowo.
- Genialny? - zapytałam ledwo co powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem - Tak, był świetny - odpowiedziałam z ironią w głosie. - Naprawdę myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, a tu proszę... jednak doskonale wiem, że Justin jest nieobliczalny, więc nie zdziwi mnie już nic - zwłaszcza w jego wykonaniu. - Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze. Spuściłam głowę, lecz po chwili znów spojrzałam na Alexis. - I też mam nadzieję, że to już ostatni raz.
- Dobra, dajemy ci pół godziny. O siódmej widzimy się pod blokiem. Jeśli cię tam nie będzie, to przyjdziemy tu i zaciągniemy cię na dół siłą, okej?
W odpowiedzi na pytanie przyjaciółki pokiwałam tylko głową. Obie zaśmiałyśmy się głośno, po czym Alex szybko opuściła mój pokój, a chwilę potem mieszkanie.
Umyłam się i wysuszyłam, a potem ubrałam i umalowałam. Założyłam jasne jeansy i białą koszulę, a na to czarną, skórzaną kurtkę.
Punkt siódma stałam już na dole w oczekiwaniu na swoich towarzyszy. Spóźnili się pięć minut. Alex była potargana, a koszulka, którą miał na sobie Nando była powyciągana. Doskonale wiedziałam, co robili przed wyjściem z domu, ale nie wspomniałam na ten temat ani jednym słowem.
- To gdzie idziemy? - spytałam.
- Myśleliśmy o jakimś klubie, ale wszystko zależy od ciebie.
- Wiedzie co, a może... nie, to zły pomysł.
- Jak zaczęłaś to skończ - powiedział zaciekawiony Nando.
- Tak sobie pomyślałam, że może odwiedzimy Justina? Tak całkiem ''przypadkiem''.- No właśnie, taki z niego przyjaciel, a nawet nie chciał się z nami spotkać. To dla nas żaden problem, sami złożymy mu wizytę - dodała Alex.
Pod domem Justina
- Justin, otwieraj! Musimy oblać nasz sukces! No stary, otwórz wreszcie te drzwi! - krzyczała moja przyjaciółka. Niestety, to jak i nieustanne walenie w drzwi nie przyniosło żadnego skutku. Wiedzieliśmy, że jest w środku, bo samochód Justa stał na podjeździe, a w domu paliło się światło. Z czasem zaczęliśmy się o niego martwić. Nie chciałam stać bezczynnie, więc poszłam za dom sprawdzić, czy przypadkiem tam kogoś nie ma. W ogrodzie nie było śladu żywej duszy, ale drzwi balkonowe były lekko uchylone. Weszłam do środka.
Na kanapie, z opuszczoną głową siedział śpiący Justin. Miał na sobie tylko dresowe spodnie. W ręku trzymał joystick, a na ekranie telewizora widniała informacja o wygraniu wyścigu samochodowego. Wyłączyłam wszystko, podeszłam do chłopaka i wyciągając mu z ręki ''narzędzie władzy'' pocałowałam go w czoło. Przykryłam go leżącym obok kocem i szybko pobiegłam do przedpokoju, by otworzyć Alex i Nando drzwi. Opowiedziałam im, w jakim stanie znalazłam Justina. Wszyscy śmialiśmy się cicho, by nie obudzić Biebera.
Rozsiedliśmy się w kuchni. Zrobiłam nam herbatę i poczęstowałam przyjaciół ciastkami, które wyjęłam z kuchennej szafki.
Usłyszeliśmy kroki, a po chwili ujrzeliśmy Justina.
- No nareszcie wstała nasza śpiąca królewna - powiedziałam i puściłam chłopakowi oczko.
- Co wy tu robicie i czemu pijecie herbatę? Myślałem, że dzisiaj pijemy coś mocniejszego - odpowiedział Biebs z wielkim uśmiechem, powoli przeciągając się. - Miałem do was dzwonić...
- Dobra, już się tak nie tłumacz - powiedział Nando i uderzył go lekko w ramię.
- Ale ja mówię poważnie. Chodźmy do salonu, bo chyba nie wypada mi przyjmować gości w kuchni, a poza tym tu nie znajdziemy żadnych dobrych procentów.
Wstaliśmy od stołu i ruszyliśmy do pokoju. Chłopak kazał zająć nam miejsca. Alexis i Nando usiedli na dużej kanapie, ja natomiast usadowiłam się na mniejszej, dwuosobowej. Chwilę później na stole stały już chipsy, szklanki i trunki różnego rodzaju.
- Póki co to tyle. Wybaczcie, że tak mało, ale...
- Jest dobrze, wystarczy - powiedziała Alex.
Justin poszedł do kuchni. Wrócił z kubełkiem pełnym lodu. Postawił go na stole i usiadł na fotelu. Po paru minutach wstał i zajął miejsce obok mnie. Poczułam na swoich plecach jego rękę, którą próbował mnie objąć. Ja jednak pozostałam obojętna na jego gest i odsunęłam się od niego z nadzieją, że nie odbierze tego źle. Po prostu nie miałam ochoty na przytulanie się w towarzystwie Alexis i Nando.
- Justin, polej! - zawołał Torres.
- Ja nie piję - powiedziałam.
- Patty, no nie żartuj sobie. Dzisiaj każdy musi się napić - zaprotestowała przyjaciółka.
- Tylko jednego - zgodziłam się, po czym Just podał mi szklankę z drinkiem.
Nie byłam jedyną niepijącą. Justin też wypił tylko jednego, ale potem powoli wlewał w siebie piwo. Mimo to bawiliśmy się równie dobrze, jak nasi towarzysze, którzy co tu kryć, często byli zajęci bardziej sami sobą.
Praktycznie cały czas gadaliśmy o ''genialnym planie'' i żartowaliśmy. Od czasu do czasu tańczyliśmy, a Justin wychodził na papierosa. Raz opuścił salon właśnie wtedy, kiedy dobrze już wcięci Alex i Nando całowali się bardzo namiętnie. Doskonale wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Siedziałam wpatrzona w podłogę i udawałam, że ich tam nie ma, ale to nie działało. Byłam już gotowa wyjść na taras, kiedy nagle Justin przygniótł mnie ciężarem swojego ciała. Lodowatymi dłońmi próbował odpiąć mi koszulę. Czułam na sobie jego oddech przepełniony zapachem tytoniu. To było nie do zniesienia. Zrzuciłam go z siebie, wzięłam do ręki kurtkę i wyszłam na zewnątrz. Wybiegł za mną.
- O co ci chodzi tym razem? Nie chcesz się do nich przyłączyć? - zapytał ironicznie próbując obrócić wszystko w żart.
- Obiecałeś mi, że przestaniesz palić, a tymczasem dzisiejszego wieczoru wypaliłeś już trzy cholerne fajki! Jeśli uważasz, że mam ochotę na pocałunki z popielniczką, to się mylisz.
- Przepraszam.
- Wsadź sobie w dupę to twoje przepraszam - powiedziałam stanowczo i wróciłam do środka. Piłkarz karmił chipsami swoją ukochaną, która była w niego wtulona. Byli tacy słodcy. W tej jednej chwili zapomniałam, że są kompletnie pijani. Po prostu siedziałam i obserwowałam ich z wielkim uśmiechem na twarzy, który znikł zaraz jak wrócił Justin.
Około dwunastej odjechali taksówką spod domu Biebera. Mimo naszej małej sprzeczki postanowiłam, że zostanę z nim jeszcze trochę. Nie byliśmy pijani, a mimo to strasznie bolała mnie głowa. Kiedy posprzątaliśmy, wyjęłam z torebki tabletkę i połknęłam ją, po czym rozłożyłam się wygodnie na kanapie.
- Nie mam siły - westchnęłam.
- Ja też. Dobrze, że uciąłem sobie krótką drzemkę, bo tak to już na pewno zaliczyłbym zgon. Gniewasz się jeszcze?
- Nie gniewam się, po prostu jest mi przykro, że potrafisz zapanować nad 30 milionami zakochanych w tobie dziewczyn, a nie jesteś w stanie uporać się z głupim nałogiem.
- Dobrze wiesz, że gdyby nie Kenny i Moshe już dawno było by po mnie. A jeśli chodzi o szlugi to staram się i to bardzo. Są dni, kiedy w ogóle nie sięgam po fajkę, ale czasami wypalam jedną za drugą. Nie chcę, byś była przeze mnie smutna - powiedział i położył się na mnie. - A teraz dostanę buziaka?
- Jak chcesz to go sobie weź - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Justin przybliżył się, objął dłońmi moją twarz i pocałował mnie czule. Odwzajemniłam jego pocałunek delikatnie pogłębiając go. Chłopak przerwał i spojrzał na mnie. W pokoju paliła się tylko mała lampka, ale widzieliśmy wszystko bardzo dobrze. Położył głowę na mojej klatce piersiowej i powiedział: nigdy nie byłem tak szczęśliwy, kocham cię.
oh... oni cały czas się o coś kłócą :( smutno :( czekam na następny <333
OdpowiedzUsuńDzisiaj przeczytałam cały blog :D
OdpowiedzUsuńNie no, znalazłam kilka błędów (czepiam się, ale to zboczenie zawodowe) ale ogółem pomysł fajny i wykonanie świetne. Ja tu się zastanawiam co tam jeszcze kochana Sel wymyśli. A i jest jeszcze sprawa tego zdjęcia z pamiętnej imprezy. Czekam aż ktoś się do niego dobierze ^^
How sweet :3 miło jest usłyszeć takie słowa "nigdy nie byłem tak szczęśliwy, kocham cię." <333333333
OdpowiedzUsuń