sobota, 15 września 2012

14.

Justin
Zdenerwowałem się, bo Scooter przerwał nam rozmowę, na którą tak długo czekałem. Patty powiedziała, żebym szybko wracał do LA, ale ja nie chciałem. Nie wiedziałem, co dzieje się z Seleną, jak dziecko i jakoś nie bardzo chciałem - w tym momencie. Pragnąłem zostać w tej kuchni i wreszcie porozmawiać z nią o wszystkim, o czym bałam się jej powiedzieć, przeprosić ją, poprzebywać w jej towarzystwie, ale tamta sprawa była teoretycznie ważniejsza i nie mogłem jej w żaden sposób zaniedbać. Nie powiedziałem nic. Spojrzałem jej w oczy i zbiegłem na dół, do samochodu, w którym czekał na mnie Kenny i pojechaliśmy do hotelu, a zaraz potem prosto na lotnisko.

Całą drogę przejmowałem się tym, że z dzieckiem mogło się coś stać i tym, że kiedy już wreszcie miałem okazję wyjaśnić jej wszystko, tak naprawdę nie powiedziałem nic istotnego. Cały ja. Kiedy wreszcie dotarłem do LA szybko zadzwoniłem do Scott'a, żeby spytać,  w jakim szpitalu leży Selena. Pojechałem we wskazane miejsce z ochroniarzem, ponieważ nie wiedziałem, co tam zastanę i czy potem dam radę wrócić do domu sam. Poszliśmy w miejsce, w które skierowała nas pani z recepcji. Przed salą mojej dziewczyny stał wysoki mężczyzna w białym kitlu, zapewne jej lekarz, który chwilę później powiadomił mnie o wszystkim.
- Dobrze, że pana widzę. Pacjentka dopytywała się, kiedy pan się zjawi.
- Przepraszam, ale wcześniej nie byłem w stanie. Przyjechałem najszybciej jak mogłem. Co jej jest? Z dzieckiem wszystko w porządku?
Lekarz spojrzał na mnie ze smutkiem. Od razu pomyślałem, że stało się coś strasznego. Na szczęście nie było aż tak źle. Od lekarza dowiedziałem się, że Selena zasłabła z niewiadomych przyczyn i podejrzewano u niej poronienie. Z jednej strony bardzo się cieszyłem, że dziecko żyje, z drugiej jednak pomyślałem, że bez niego byłoby po wszystkim. Wiem, że nie można myśleć w taki sposób, bo mówimy tutaj o życiu, które już zostało poczęte, ale miałem serdecznie dosyć tej cholernej presji, którą wywierała na mnie cała ta niezręczna sytuacja. Było bardzo późno, ale lekarz pozwolił wejść nam na chwilkę.
- Jak się czujesz?
- Średnio. Dobrze, że już jesteś. Zabierz mnie stąd.
- Obawiam się, że zostaniesz tu jeszcze przez najbliższe dni, bo nie jesteś w najlepszym stanie. Wpadnę jutro, dobranoc - powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
Kiedy wróciłem do domu było już po północy. Mimo to, nie poszedłem spać. Zadzwoniłem do Scooter'a budząc go i poprosiłem, żeby w związku ze złym stanem zdrowia Seleny natychmiast odwołał całą trasę koncertową i promocje książki, ponieważ nie dam sobie z tym wszystkim rady. Mężczyzna przytaknął i powiedział, że wcale nie dziwi go moja decyzja, która nie była dla mnie wcale łatwa. Postanowiłem dawać małe koncerty tylko i trochę promować książkę tylko i wyłącznie na terenie kraju i w Kanadzie. Nie mogłem pozwolić sobie na wyjazdy gdzieś dalej, skoro w każdej chwili Sel mogło się coś stać. Scooter nie miał mi za złe dzwonienia o tej porze, bo zdarzało się to dość często. Kiedyś zadzwoniłem do niego w środku nocy, by mu powiedzieć, że ''swaggie'' nie brzmi tak samo jak ''swaggy'' - wariat, pomyślicie...
Kiedy sytuacja trochę się ustabilizowała i moja dziewczyna wyszła ze szpitala pojechałem do Kanady, a moja mama natomiast wróciła do LA. Zrobiliśmy taką małą wymianę. Nadal nie rozmawiała ze mną tak, jak zawsze, ale między nami było już o wiele lepiej. W Stratford nie byłem od dawien dawna. Strasznie stęskniłem się za dziadkami i kumplami z sąsiedztwa. Oczywiście nie mogłem jechać sam, musiałem zabrać ze sobą Kenny'ego, by czuwał nad moim bezpieczeństwem. Codziennie jadłem pyszne dania serwowane przez moją babcię oraz grałem z chłopakami w koszykówkę i hokeja. Od czasu do czasu wychodziłem na miasto, gdzie dawałem darmowe koncerty. Przez dwa miesiące, które spędziłem w Stratford, opuściłem to miasto zaledwie kilka razy, głownie po to, by udzielić wywiadu w programie śniadaniowym czy dać niewielki koncert w radiu czy też telewizji. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że moi fani znienawidzili mnie za to, co zrobiłem. W sumie może nie tylko za to, ale również za milczenie, ponieważ nie wyjaśniłem swoich poczynań. Zawiodłem również Patty - nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Odkąd wróciłem z Londynu, rozmawiałem z nią tylko raz - zaraz po wyjściu ze szpitala. Opowiedziałem, co się stało, przeprosiłem za to, że nie dokończyliśmy rozmowy i to była cała nasza rozmowa. Ona sama nie mówiła zbyt wiele, co było bardzo dziwne, bo lubi dużo mówić.
Patty
- Wiesz co, na początku myślałam, że znowu mam zwidy. Któregoś dnia, kiedy siedziałam późnym wieczorem wydawało mi się, że widzę Justina wchodzącego do naszego bloku. Było naprawdę późno i myślałam o nim wtedy bardzo dużo, więc tym bardziej stwierdziłam, że mi się przewidziało. Dlatego jak go dzisiaj zobaczyłam, to na początku w to nie uwierzyłam.
Alexis siedziała cicho. Spojrzała na mnie ze smutkiem i po chwili powiedziała:
- Patty, bo widzisz... wcale ci się nie wydawało, tamtej nocy to był naprawdę on.
- Skąd wiesz? Po co wchodził do naszego bloku, hm?
- Szedł do mnie.
Tym razem ja nie odezwałam się ani słowem. Na mojej twarzy pewnie było widać wielkie zdziwienie, jakie ogarnęło mnie w tej chwili. Przez głowę przeszła mi głupia myśl, że może ich coś łączy. Zaraz jednak otrząsnęłam się i odrzuciłam od siebie takie myśli.
- Wiem, że nie powinnam, ale to nie moja wina. On powiedział, że ma kłopoty i że ja mu w ten sposób pomogę. 
- W jaki sposób? O co w ogóle chodzi?
- Justin przyszedł do mnie po narkotyki.
Nie wierzyłam własnym uszom. Nie dość, że Juju palił, to jeszcze brał. A kto jest jego dilerem?  Nie kto inny, jak moja przyjaciółka, notabene sąsiadka, do której przychodził po towar. Łzy napłynęły mi do oczu. Czułam się taka bezradna. Nie chciała mu pomóc, powyzywałam go i dlatego zaczął szukać pomocy w fajkach i prochach. Obwiniałam się za to wszystko dobrze wiedząc, że źródłem problemu są jego kłopoty, a nie moje zachowanie.
Przepłakałam cały wieczór, a Alex i Nando (który przyszedł wieczorem) pocieszali mnie i wspierali. Następnego dnia czułam się lepiej, starałam się zapomnieć o tym, czego się dowiedziałam poprzedniego dnia. Ten wieczór znów spędziliśmy w trójkę. Oby się bez pocieszania mnie, bo naprawdę miałam dobry humor. Przed pójściem spać poprzyglądałam się jeszcze dwójce zakochanych stojących na balkonie apartamentu. Para praktykowała francuskie pocałunki i nie przeszkadzało mi to, że ich bacznie obserwuję.
Do LA wróciłam w ostatnich dniach sierpnia. Nie miałam ochoty na naukę - kompletnie, ale chciałam jak najlepiej wykorzystać to stypendium. Już pierwszego dnia, zaraz po rozpoczęciu każdy z nas został przypisany do jakiejś redakcji, w której miał zaliczać praktyki. Ja akurat trafiłam do jednego z czasopism dla młodzieży. Wydawać się może, że to łatwa i przyjemna praca, zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z takim tanim szmatławcem, jednak jest to ciężka praca, bo złapać gwiazdę i przeprowadzić z nią wywiad to nie lada wyczyn, przynajmniej dla kogoś początkującego. Szkoła była całkiem spoko, ludzie uczęszczający do niej również, nauczyciele... pozwólcie, że przy nich się zatrzymam. Ci, od przedmiotów ścisłych oczywiście nie mogli wymagać od nas zbyt wielu, bo większość uczniów była uzdolniona w kierunku humanistycznym - m.in. ja. Najlepiej szło mi na plastyce i angielskim. Były to dwa przedmioty, na których mogłam się wykazać. 
Minął wrzesień. Zaczęłam zauważyć, że facet od angielskiego zaczął bardzo chwalić moje prace, a przecież  były nudne i miały banalnie opisane wątki. Pewnego (już październikowego) dnia poprosił, bym została po lekcji, bo chce ze mną porozmawiać. Nie miałam pojęcia, co miał na myśli, ale zaraz po angielskim, kiedy wszyscy wyszli z sali, dowiedziałam się. 
- Słuchaj, naprawdę uważam, że piszesz świetne prace. Chciałbym dać ci kilka swoich książek, z których mogłabyś zaczerpnąć inspirację. Co ty na to? Mogłabyś wpaść po nie dzisiaj do mnie?
- Dlaczego akurat ja? Przecież u nas w klasie jest naprawdę sporo osób, które świetnie piszą. Niech pan da im tez książki, ja sobie jakoś poradzę.
- Nalegam. Tu masz mój adres - powiedział wręczając mi kartkę.
Nie mogę powiedzieć, że nie podekscytowało mnie to wszystko, bo Mike (nauczyciel angielskiego) jest naprawdę przystojnym, wysokim brunetem, o którym fantazjowałay wszystkie dziewczyny z tej szkoły.
Bałam się tam iść. Nie mówiłam Sashy o tym wszystkim, bo na pewno by mnie nie puściła, a byłam bardzo ciekawa, jakie książki chciał mi dać. 
Równo o siedemnastej byłam już pod jego domem. Zapukałam do drzwi, które otworzył mi właśnie on. Zaprosił mnie do salonu, poczęstował herbatą i kupnym, tanim ciastem, które zjadłam tylko i wyłącznie z grzeczności. Później wreszcie przyniósł obiecane książki. Były to głównie same romansidła.
Podobnie jak w przypadku Alexis i Fernando nie skończyło się na jednym spotkaniu. Bywało i tak, że zamiast iść do redakcji, szłam na kawę z Mike'iem. Na lekcjach ciągle się na mnie patrzył, ja na niego z resztą też. Na jednym ze spotkań pocałował mnie. Dobrze wiedziałam, że to wszystko posunęło się za daleko. Codziennie przeklinałam dzień, w którym poszłam do niego po te książki. Niestety, byłam w nim zbyt głęboko zauroczona, by z niego zrezygnować. Wreszcie ogarnęłam się troszeczkę i nie zaniedbywałam pracy w redakcji. Za kare kazali przeprowadzić mi wywiad z dowolną gwiazdą. Nie miałam żadnych kontaktów, a przecież bez nich ani rusz. Nie zostało mi nic innego, jak po dwóch miesiącach milczenia odezwać się do Justina i poprosić go o pomoc. Zadzwoniłam najpierw do Scootera, który powiedział, że JB od dwóch miesięcy, od czasu, kiedy Selena wyszła ze szpitala, siedzi w Kanadzie. Potem zadzwoniłam do Biebera. Minęła długa chwila, nim podniósł słuchawkę. Był zaskoczony moim telefonem i moją prośbą. Zgodził się, ale powiedział, że jeśli chce przeprowadzić z nim wywiad, muszę przyjechać do Stratford. Opowiedziałam o wszystkim w redakcji, która zapewniła mi pełne pokrycie kosztów wyjazdu. Mike nie był zadowolony, jak dowiedział się o tym wszystkim. Nie chciał mnie puścić, Sasha również. Ja jednak zrobiłam to, co należało, czyli poleciałam tam w piątek po południu. Wieczorem byłam już na miejscu. Justin zaproponował, że przyjedzie po mnie na lotnisko - zgodziłam się. Gdy tylko wyszłam z terminala zaczęłam rozglądać się za nim, lecz nie mogłam go nigdzie znaleźć. W końcu wyszłam na zewnątrz. Stał przed wejściem i palił papierosa. Szybko go zgasił, kiedy tylko mnie zobaczył. Przez te dwa miesiące strasznie się zmienił. Z jego twarzy zniknął uśmiech, który towarzyszył mu praktycznie zawsze, a oczy pozbawione były iskierek. Wydawało mi się też, że strasznie schudł.- Cześć, jak podróż? - Rzucił od niechcenia.
- Dobrze.
- To fajnie. Wsiadaj, jedziemy - powiedział i wsiadł do samochodu. Nie zwlekając ani chwili uczyniłam to samo. Obstawiałam, że Justin przez całą drogę będzie milczał i tak też było. Nawet nie włączył radia, co robił zawsze. Przypomniała mi się moja jazda z pijanym Bieberem. Spytałam, czy pamięta jeszcze o tym wszystkim, na co ponuro wymamrotał, że tak.
Kiedy dotarliśmy pod dom, ulica na której mieszkali dziadkowie Justina, była zupełnie pusta. Just szybko wyjął z kieszeni klucze i otworzył drzwi. Wszedł pierwszy. Zdziwiło mnie to, jak również fakt, że sama otworzyłam sobie drzwi od samochodu. Najwidoczniej po jego dobrym wychowaniu ślad również zaginął. Poszliśmy na górę. Wskazał mi pokój, w którym miałam spać. Weszliśmy do środka, zapalił światło, po czym moim oczom ukazał się jego pokój. Ogarnęła mnie euforia. Było dla mnie rzeczą niemożliwą przebywanie w nim, a tym bardziej spanie. Dopiero po chwili zwróciłam uwagę na materac leżący na podłodze. Widząc moje zakłopotanie, powiedział:
- Nie martw się, ja tu będę spał. Łazienka znajduje się na końcu korytarza - po czym wyszedł z pokoju. Poszłam się umyć, po czym z powrotem wróciłam do jego sypialni. Wygodnie rozłożyłam się na łóżku, lecz zasnęłam dopiero wtedy, kiedy Justin był już w pokoju.
Wstałam po ósmej, Juju jeszcze spał. Poszłam się umyć i kiedy wróciłam do pokoju, miał już otwarte oczy.
- Dzień dobry - powiedziałam  uśmiechem.
- No sieeema - odpowiedział ziewając i tym samym przeciągając literkę ''e''.
Wstał, założył na siebie wczorajsze ubrania, leżące obok materaca i zaprowadził mnie do kuchni. Tam zastaliśmy jego dziadków, którym miałam zaszczyt poznać. Po śniadaniu zadałam mu kilka pytań dotyczących płyty, książki, niezrealizowanej trasy. Oczywiście nie powiedział, że chodzi o Selenę, bo to nie może wyjść na jaw.
- A w ogóle to jak ona się trzyma?
- Dobrze. To już piąty miesiąc. Za niedługo będę musiał wrócić do LA, bo nie wiadomo, czy wytrzyma do końca. Jak szkoła, podoba ci się?
- Szkoła znośnie. Każdy z nas musi zaliczyć praktyki, dlatego też przeprowadzam z tobą ten wywiad. Tak to...
- Tak to byś się do mnie w ogóle nie odezwała, prawda?
 Znów zadał mi pytanie, na które nie potrafiłam odpowiedzieć.
- Nie wiem. Teraz mam naprawdę sporo spraw na głowie. Ledwo co znajduję czas dla Mike'a, a co dopiero mówić o jakichś spotkaniach z tobą.
- Mi chodziło raczej o zwykłą rozmowę. Jaki Mike?
Justin

- Mike to mój chłopak.
- Proszę? - Spytałem jeszcze raz, ponieważ nie mogłem uwierzyć w słowa, które przed chwilą wypowiedziała.
- Nie wiesz kto to jest chłopak?
- Wiem. Wiesz co, muszę na chwilę jechać do miasta coś załatwić, zostaniesz z moimi dziadkami?
- Pewnie.
Zmyśliłem to na poczekaniu. Nie miałem ochoty wysłuchiwać jej miłosnej opowieści. Chciałem jej powiedzieć to wszystko, co przemyślałem przez najbliższe trzy miesiące, lecz ten moment również nie był odpowiedni. Tym razem zrezygnowałem się do tego stopnia, że obiecałem sobie, że już nie będę próbował jej nic wyjaśniać. Pojechałem do sklepu po fajki, potem zahaczyłem jeszcze o dom Chaz'a, gdzie porzucaliśmy trochę do kosza. Do domu wróciłem dopiero na obiad, po którym odwiozłem Patty na lotnisko. Nie odzywałem się do niej, rzuciłem tylko kilka słów na pożegnanie.
Listopad był tuż tuż. Powoli zbierałem się do powrotu do LA. Wyjechałem jednak trochę wcześniej, niż zaplanowałem, a wszystko przez pewne zdjęcie w gazecie oraz artykuł, który opowiadał o związku Patty z nauczycielem. Nie mogłem w to uwierzyć, że zniżyła się do takiego stopnia. Z resztą sam nie byłem nigdy lepszy. Napisali tam również, że wszystko było by dobrze, gdyby do szkoły nie trafiły ich zdjęcia ze wspólnego spotkania. Byłem pewien, że tym razem również była to sprawka Seleny.
Patty
Zaraz po powrocie zredagowałam wywiad z Justinem i zaniosłam go do redakcji. Dyrektor naczelna przyjęła go z uśmiechem na twarzy i pochwaliła mnie. W szkole też szło mi dobrze, do czasu...
Pewnego dnia wszystko legło w gruzach. Zostałam wyrzucona ze szkoły, straciłam stypendium, a o praktykach mogłam już zapomnieć. Wszystko przez jedno, głupie zdjęcie. Zdjęcie z jednej z moich randek z Mike'iem. W artykule było też napisane, że na mieście widywano mnie nie tylko z nauczycielem elitarnej szkoły, ale również z Justinem Bieberem.
Po tym całym incydencie straciłam jakikolwiek kontakt z nauczycielem angielskiego. Ważniejsza była dla niego jego kariera i reputacja. Sasha też się do mnie nie odzywała. Nie wspominając już o moich rodzicach, którym powiedziałam, że mimo wszystko zostanę w Stanach. Jedyną osobą, która zachowywała się normalnie była Alexis. Pocieszała mnie i podtrzymywała na duchu mówiąc, że znajdzie mi dobrą pracę i nie będę się musiała o nic martwić.
Byłam zła na siebie za Mike'a. Po co mi to było? Chciałam chyba udowodnić samej sobie, że nie zależy mi już na Justinie, że nie przejmuję się tym, że bierze, że pali, że będzie ojcem, że przestał się do mnie odzywać, że wcale nie próbowałam zerwać z nim kontaktu, który i tak sam się urwał. Nic nie szło po mojej myśli, kompletnie nic. Myślałam o tym bardzo dużo. Z czasem zaczęłam rozumieć, że miłości nie da się oszukać, nie da się przed nią uciec. Myśli te dopadały mnie codziennie, odkąd wyrzucili mnie ze szkoły, lecz już nic nie dało się naprawić.
Jak zwykle (jak zwykle od jakiegoś tygodnia) siedziałam na kanapie z kubkiem herbaty i oglądałam TV. Nadal nie potrafiłam się na niczym skupić, bo byłam pogrążona w myślach o mojej ostatniej porażce i chyba największym błędzie życiowym. Sasha była w pracy, a Alex w Londynie, więc nie miałam nawet do kogo się odezwać. Z kanapy wstawałam tylko wtedy, kiedy szłam do łazienki albo ktoś dobijał się do drzwi. Tym razem chodziło o to drugie. Nie wyglądałam zbyt elegancko. Miałam na sobie dresy i T-shirt, w którym śpię (koszulka Justina), a włosy związane w wysokiego kucyka. Nie czułam potrzeby strojenia się, skoro i tak cały czas siedziałam w domu. Niechętnie podniosłam się z kanapy i podeszłam do drzwi, do których ktoś zapukał dwa razy. Otworzyłam. Nie wiem, czy była to dla mnie wielka niespodzianka, bo już nie raz przychodził do mnie wtedy, kiedy się tego kompletnie nie spodziewałam. Zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się. Chyba poznał swoją bluzkę.
- Hej. Chciałbym dokończyć naszą rozmowę, którą zaczęliśmy hmm... dobre dwa miesiące temu. Mogę?
- Pewnie. Wejdź i rozgość się, a ja pójdę się przebrać.
- Nie musisz, wyglądasz bardzo ładnie.
Te słowa zawstydziły mnie trochę, więc nie odpowiedziałam nic, tylko przygryzłam lekko wargę. Usiedliśmy w salonie, do którego przyniosłam nam po kubku gorącej czekolady.
- A więc... może zacznę od przeprosin. Naprawdę nie chciałem wyjeżdżać z Londynu, ale sytuacja mnie do tego zmusiła. Ale nie tylko za to chciałbym cię przeprosić. Pewnie myślisz, że już o tobie zapomniałem. Jeśli tak, to jesteś w błędzie, bo o tobie nie da się zapomnieć, wiesz?

4 komentarze:

  1. chyba najdluzszy rozdział , ale najbardziej emocjonujacy i zaskakujacy . Gratulacje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. tłumaczysz sobie jakoś to że oni wszyscy gadają po polsku? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Justin i narkotyki ?! Jak to przeczytałam to takie -->;O !
    Końcówka jest taka słodka "Pewnie myślisz, że już o tobie zapomniałem. Jeśli tak, to jesteś w błędzie, bo o tobie nie da się zapomnieć, wiesz?" Awww *_* Czyżby Patty I Jus znowu razem ? Oby! ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeej , ale świetnyy ;**
    ostatnie zdanie jest cuudowne <3
    Ale mi się zrobiło żal Justina kiedy Patty powiedziała mu o chłopaku ;(
    ale jej też mi szkoda , że to tak sie z Mikiem i z tym stypendium i wgl.skończyło ;( , mam nadzieje że się ułoży (:
    fajnie że tak szybko dodałaś ten rozdział , a na następny cierpliwie zaczekamy ;* - karolina

    OdpowiedzUsuń