poniedziałek, 23 lipca 2012

3.

Wyszliśmy ze studia. Wsiedliśmy do samochodu. Ja i JB siedzieliśmy z tyłu, a Scooter i Kenny z przodu. Zadzwoniłam do taty, by opowiedzieć mu o wszystkim. Śmiał się i powiedział, że jego plan zadziałał i że miał nadzieję, że wygram. Scooter spojrzał na mnie ze zdziwieniem jak skończyłam rozmawiać. Spytał czemu jestem taka spokojna, bo fankom to się raczej nie zdarza. Wtedy Just powiedział, że to ja jestem tą dziewczyną z lotniska i osobiście przedstawił mnie jemu. Kenny znów zażaratował i powiedział: ja wiedziałem, że wy do siebie wrócicie. Całą drogę siedzieliśmy cicho. Swoją torebkę położyłam na środkowym siedzeniu, które dzieliło mnie i Biebsa. Leżała tam również jego ręka, która mnie złapała i nie chciała puścić. Spojrzałam na niego, on na mnie i przez resztę drogi jechaliśmy wpatrzeni w siebie. 
Podjechaliśmy pod mój dom. Spakowałam normalne ubrania i pojechaliśmy do JB. Dotarliśmy do hotelu. Weszliśmy do pokoju. Okazało się, że Scooter i Kenny mają w tym apartamencie osobne pokoje, więc zostaliśmy sami. Usiadłam na łóżku, on wziął krzesło, postawił je obok i usiadł na nim. Nadal patrzeliśmy sobie w oczy. Wziął gitarę. Zaczął grać i śpiewać ''Come home to me''. Przyłączyłam się. Potem spytałam:
- Do kogo to śpiewałeś? - Do ciebie.- Dlaczego? - Bo oboje wiemy, że twoje miejsce jest obok mnie, inaczej być nie może, najwspanialsza fanko świata. Tzn... zaraz po mojej mamie - powiedział ze śmiechem.
- Ale ja muszę wracać do Polski, a ty do Stanów. - Odwiedzę was.
- Ja bym się bała na twoim miejscu, haha.

- Boję się tylko ciebie, wstrętny potworze. Jakoś damy radę, obiecuję, a teraz cieszmy się tym, że moja piękna przyjaciółka ma na sobie piękną suknię i to połączenie daje coś boskiego. Ja to jednak mam gust.

- Przesadzasz. Hmm, jesteś też bardzo skromny. Dziękuję za te wszystkie prezenty, zwłaszcza za Someday. – powiedziałam i pocałowałam go  w policzek. 
- Masz ochotę na spacer ze mną? Aaa i nie bój się, zakładam okulary i naciągam kaptur na głowę.
- Z tobą? Zawsze. Przespacerowaliśmy się trochę po mieście. Wracając JB zatrzymał się przy pewnej ławce.

- Siadaj.- Czemu na tej? Wszystkie ławki są takie same. 

- Nie, ta jest magiczna, bo siedziałem na niej dzisiaj po południu i myślałem o nas. Wiedziałem, że w tym radiu coś się wydarzy i miałem rację.

- A właśnie... patrzyłeś na moje nogi? 

- Tak i nadal to robię ;>

- To przestań, bo nie jestem zgrabna. 
- Jesteś, nie zabronisz mi.
- Zabronię! 
- A tego też mi zabronisz...
Zbliżył się do mnie, złapał za rękę i czule pocałował w policzek, właściwie były to prawie usta, o które zahaczył... myślałam, że tam zejdę, spadnę z tej ławki czy coś w tym stylu. To, że był dla mnie taki chamski, nie znaczy, że przestałam się nim podniecać.
- I jak? Tego też zabraniasz? 
- Tak, bo nie powinnam się nawet do ciebie odzywać za to, że mnie tak spławiłeś.
- Ojeej, no przecież wiesz, że naprawdę byłem zajęty i gdybyś zadzwoniła trochę później, porozmawialibyśmy. Teraz chodź, wracamy, bo jeszcze muszę odwieźć cię do domu.
Wróciliśmy. JB zaczął kłócić się z Kennym i Scooterem, bo chciał sam mnie odwieźć, a oni się na to nie zgadzali. W pełni popierałam ich zdanie.
- Justin, to nie jest śmieszne. Nie musisz mi imponować swoją jazdą tylko dlatego, że wiem, że nie zdałeś za pierwszym razem. Ktoś może ci coś zrobić, więc potrzebny jest w tym samochodzie Kenny.
- O której musisz być w domu?
- No jakoś przed dwudziestą czwartą.
- A nie może zostaniesz na noc? Ten apartament nie ma jednego łóżka, więc miejsca
jest sporo.
- Tata się chyba nie zgodzi...
- Ale i tak przegadamy całą noc, zobaczysz. 
Zadzwoniłam do taty i spytałam czy mogę zostać. Powiedział, że nie stać go na noc w tak ekskluzywnym hotelu, na co JB zapewnił, że on za wszystko zapłaci. Tata się zgodził, ostrzegał tylko, że nie chce żadnych niespodzianek i liczy na to, że wrócę cała i zdrowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz